Rewitalizacja, na którą wszyscy długo czekali. Na ulicy Piotrkowskiej daleko od słynnego deptaka w mniej turystycznej części miasta, powstał zespół pofabryczny, w którym miała powstać atrakcyjna przestrzeń porównywalna z Manufakturą.
Opis projektu zaczyna się od podstaw, czyli wielkości potencjału: 10 hektarów z zabytkowymi budynkami z czerwonej cegły. Tu niegdyś mieściły się słynne zakłady włókiennictwa Ludwika Geyera.
Na tej wielkiej powierzchni zaplanowano otworzenie budynków biurowych, usługowych, gastronomicznych i rozrywkowych. To wszystko miało zostać dosłownie zasłane zielenią.
W planach były także realizacje większych projektów rozrywkowych jak wydarzeń kulturalnych, jarmarków czy koncertów. I one faktycznie mają miejsce, bo miejsca jest do wykorzystania naprawdę dużo.
Znamy bardzo dobrze takie realizacje jak Manufaktura czy Monopolis, gdzie harmonijnie współgra ze sobą historia, nowoczesność oraz zaaranżowana pięknie przyroda. Rewitalizacje takich kompleksów zdecydowanie wyróżniają Łódź unikalną atmosferą na skalę Europy, a może nawet i świata.
6 000 m2 powierzchni na wynajem oferuje wysoki standard wykończenia. Architekci postarali się o proekologiczne rozwiązania, nietuzinkową aranżację przeszklonych przestrzeni gwarantując tym samym dostęp światła dziennego, który zapewnia komfortowe warunki pracy.
Duży parking. Obiekt zlokalizowany w Śródmieściu (łatwy dostęp samochodem lub komunikacją miejską), a na przeciwko ładny Park Reymonta.
Co mogło więc pójść nie tak?
Zacznijmy od przyjrzenia się pierwszemu architektowi tego kawałka Łodzi.
Ludwik Geyer to nie tylko przedsiębiorczy fabrykant, ale przede wszystkim wizjoner i człowiek renesansu. Można powiedzieć, że tworzył historię Łodzi.
Jako pierwszy, stał się właścicielem maszyny parowej.
Prywatnie był miłośnikiem teatru i gry na skrzypcach (sam grywał). Założył najstarszy łódzki chór. Nieopodal swych fabrycznych włości stworzył dom zabaw – miejsce nie tylko towarzyskich spotkań, ale przede wszystkim miejsce, w którym prowadzono warsztaty mechaniczne, zaś na piętrze tego dodatkowego budynku, znajdowała się sala z estradą i widownią.
Pamięć o wrażliwym na sztukę sercu Ludwika, miała być inspiracją dla twórców Ogrodów Geyera, które dziś mają tętnić współczesnym życiem, czerpiąc z historii dawno minionych lat.
Ludwikowi Geyerowi udało się w XIX wieku stworzyć miejsce pracy, kultury i życia codziennego. Dziś wedle projektów winna tu stać ostoja bujnej roślinności i spokoju.
Gdy sami poszukacie artykułów na temat tego miejsca, zauważycie, że dosłownie puchną z dumy, opisując z detalami ten zdumiewający obiekt.
Przyznam szczerze, że choć Ogrody Geyera są otwarte już od dawna, tak nigdy nie miałam okazji by tam zajrzeć. Toteż w końcu pewnego wolnego dnia zawzięłam się i pojechałam tam specjalnie.
Oto co zastałam: ogromny, wybrukowany plac zwany parkingiem, otwierał się przede mną niby patelnia, na której stanęłam niemal już skwiercząc jak przypalany boczek. Tego dnia akurat było powyżej 30 stopni w cieniu. Stanęłam tam, by zmieścić w obiektywie cały ten moloch.
Część restauracyjna, szklany korytarz, który łączył ze sobą dwa ceglane budynki.
Nurtowało mnie cały czas pytanie – gdzie ta zieleń? Ogrody miały ociekać zajebistością jako zespolenie urbanistyki i natury. Gdzie to wszystko jest?
Starałam się – jak zawsze – znaleźć najlepsze kadry, aby – jak zawsze – pokazać to, co w danym miejscu jest najatrakcyjniejsze i z ręką na sercu – nie potrafię.
Tutaj króluje nie tylko cegła, ale i bruk. Przede wszystkim bruk. Niewiele zieleni, martwa przestrzeń, żadnych podcieni, po prostu pustkowie.
Ten cały wielki obiekt po prostu chowa się przy Manufakturze, która choć może nie tak całkiem bogata w zieleń i również brukowana, ale estetyczna z elegancko szarpniętą struną wrażeń wizualnych (zwłaszcza wieczorem), dbałość o wszystkie detale (nawet w kwestii ułożenia tej kostki), plus fontanny; to robi swoją robotę.
Ogrody Geyera chowają się również przy Monopolis, które choć maleńkie, to faktycznie ocieka zajebistością, pełne zieleni, twórczo zagospodarowane, po prostu ładne miejsce na spędzanie wolnego czasu.
Nie mam więcej słów i po prostu nie mam pojęcia o co w tym projekcie chodzi.
Mam tylko nadzieję, że w Ogrodach Geyera nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa i obietnice o jakości tej rewitalizacji jednak spełnią, co można wywnioskować po niezrewitalizowanej bramie głównej, która na tle odnowionej fasady, po prostu się sypie.
Życzę właścicielowi obiektu, żeby kiedyś w końcu można było powiedzieć, że to petarda i faktycznie konkurencja dla innych tego typu przedsięwzięć, bo na razie nie ma po co tam wracać. No chyba, że na kawkę, bo tam podobno stoi bardzo ładna kawiarnia w stylu loftowym, planuję więc jeszcze tam zajrzeć.
/edit
Moja kulturalna acz niepochlebna opinia na temat Ogrodów Hetera na mapach Googla, została zablokowana. Teraz już rozumiem skąd tam się wzięły same dobre opinie.
Albo jestem ślepa, albo niedorozwinięta, albo naprawdę nie ma tu żadnego ogrodu...
OdpowiedzUsuńJa się spodziewałam, że tu będzie bardziej zarośnięte niż Monopolis, że będą bluszcze, kwitnące trawy, paprocie, fontanny, małe źródełka... no to sobie wyobrażałam czytając opisy projektu! Jakaś mini rzeka miała tu nawet płynąć! O_O
UsuńOho... Chodzenie po spamie wciąga :-))
OdpowiedzUsuń🤣
UsuńTęsknię za Łodzią i ludźmi co tam mieszkają
OdpowiedzUsuńBodajże masz niedaleko, na całe szczęście. Chyba, że coś pomieszałam...
UsuńCzytając tekst, myślałam, że przesadzasz, ale zieleni nie widać wcale, że o ogrodach nie wspomnę...
OdpowiedzUsuńSą tam jakieś drzewka w doniczkach, ale chyba właśnie więdły... O_o
UsuńSzukałam ogrodów, odnośnie tytułu -nie znalazłam, a szkoda.
OdpowiedzUsuńJak pisałam – realizacja rozczarowuje.
UsuńJa tu widzę plener do filmu, ale ogrody?
OdpowiedzUsuńMiały być, zgodnie z opisem projektu. Coś im nie wyszło, nie wiem dlaczego. Może jak zwykle zabrakło kaski? Bruk tańszy?
Usuń