Trochę niestety ponarzekam i nie jest wcale tak, że wyjątkowo ja jedna jestem pełna krytyki, bo słyszałam ją już od niejednej osoby. Każdy jednak powinien samodzielnie wydać własną opinię. Jednakże gdybym miała np. pokonać pół Polski tylko po to, żeby to zobaczyć, byłabym zawiedziona...
Ale nie o to chodzi jak co komu wychodzi, ludzie czerpią z tego mnóstwo pozytywnych wrażeń.
Na tegorocznym LFM nie byłam sama, a że humor dopisywał, uśmiałam się aż gardło zdarte... To był pozytywny wieczór. Nie mogę powiedzieć, że zmarnowałam czas – klasycznie potwierdza się teza, że liczy się towarzystwo, a nie okoliczności. No i miejsce się liczy – Łódź oczywiście. ;)
Ten festiwal to również wspaniała okazja do tego, żeby zobaczyć XIX-wieczną architekturę Łodzi, podkreśloną wyrazistym i barwnym światłem.
Jak zawsze największą atrakcją są mappingi 2D i 3D. Tematem tegorocznej edycji są "Powroty".
Obrazy nawiązują do przemysłowej i włókienniczej Łodzi.
Festiwal wreszcie wrócił na Plac Wolności, na co chyba wszyscy czekali, więc oczekiwania były wysokie. Prezentacja 360 stopni – okazała się jedynie barwnym oświetleniem. Każdy czekał na kolejną mini-historię na ruchomym obrazie. Ludzie stali i spoglądali na siebie z pytaniem w oczach.
Mając uszy otwarte, słyszałam wiele głosów rozczarowania.
Słonecznik na dźwigu miał być jakąś większą atrakcją... mógłby być przewodnim odniesieniem do najlepszej historii, jednak nie pojawiło się nic w tym stylu. On sobie tak wisiał i wisiał...
Ciekawym punktem były podświetlenia kamienic, będące niejako powrotem do pierwszych festiwali.
Pamiętam jak cała ulica mieniła się kolorami, to był niesamowity efekt. Obecnie światła puszczone są tylko na kilka budynków. Idąc od punktu do punktu, nie dzieje się nic.
Mając porównanie z pierwszymi latami, wiem na co twórców tego festiwalu stać i nic dziwnego, że wszystko jest w odczuciu zbyt skromnie.
Wielkim rozczarowaniem (nie tylko dla mnie) okazały się płomienie wyzierające z okien kamienicy. Liczyłam, że będą się mienić jak prawdziwy ogień...
Paliły się stałym światłem. Na zdjęciu wygląda fajnie, na filmie widać porażkę.
Dobre wrażenie robiło również to:
Moim ulubionym mappingiem został ten, który rozświetlił kościół przy ul. Sienkiewicza. Obraz inspirowany naturą, zdecydowanie odpowiada mojemu gustowi. To historia ewolucji form – od geometrii po żywą architekturę.
Tak można podsumować poziom pierwszych festiwali.
Na pałacu Rodziny Poznańskich również ciekawie. Od strony ogrodu, opowieść wizualna do wiersza „Marzenie”, refleksja na temat wolności, wyobraźni i niespełnionych pragnień. Nadzieja, na przekór horrorowi rzeczywistości (z upamiętnieniem getta).
Od strony Ogrodowej, industrialna historia.
I jak zawsze zapraszam do obejrzenia filmu, bo te obrazy jednak powinny się poruszać i brzmieć. (Proszę poprawić jakość obrazu w ustawieniach).
Żałuję tylko, że YT zablokował film ze względu na muzykę, biblioteka melodii YT nie pozwoliła mi dopasować ścieżki dźwiękowej do materiału, ale musiałam wkleić cokolwiek, by Wam to pokazać na łamach tej strony.
Na prezentowanych tu zdjęciach czy filmie, wszystko sprawia wrażenia WOW! To jest oczywiste, gdyż w całej koncepcji prowadzenia relacji z wydarzenia, chodzi o to, by uchwycić coś, co będzie efektowne i chwytliwe.
To zbiór najciekawszych momentów złożonych w następującą po sobie ciągłość, która sprawia wrażenie czegoś niesamowitego.
Dlatego niektórzy mogą się dziwić, iż mam raczej negatywny stosunek do tegorocznego festiwalu, bo przecież pokazuję same atrakcje.
W radiu mówili, że festiwal trwa tylko dwa dni, w Internecie, że trzy. Wszak trwa – wybieracie się jeszcze?


















o ile dobrze pamiętam, co nie jest akurat tak stuprocentowo pewne w tym przypadku, to rok temu zapraszałaś... nie wiedzieć czemu przeglądając ten zestaw i być może ulegając Twojej niezbyt entuzjastycznej relacji przyszła mi do głowy nazwa: "Festiwal Oświetlenia" /nie "Świateł"/... ale w fajnie, że coś ciekawego jednak wydłubałaś... ostatnia fota mi się szczególnie spodobała...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Wydłubałam, bo jak się dużo materiału nazbiera, to potem jest w czym rzeźbić, a światełka są zawsze efektowne.
UsuńJednak przez wzgląd na dawne lata, gdzie pamiętam jak dziś, że miałam dreszcze, (aż tak mi się podobało), to już nie robi wrażenia, bo jest to zaledwie 30% MOCY tego co dawniej organizowali.
swego czasu w Warszawie zorganizowano Ursynalia, którego główną częścią był koncert weekendowy... początki były skromne, ale z uwagi na występujących artystów zapowiadało się ciekawie... co roku było coraz ciekawiej, wreszcie doszło do apogeum z udziałem tuzów, takich tuzów wszystkich tuzów, którym inne tuzy czmychają z drogi... mieszkałem wtedy wręcz naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy i to była prawdziwa jazda nie musieć iść na koncert, tylko otworzywszy szeroko okno siedzieć sobie w fotelu, z jakimś tam rekwizytami w ręku, typu joint lub puszka piwa i delektować się Sztuką... ale apogea mają to do siebie, że wyżej już nie ma nic i droga jest tylko na dół...
Usuńjestem więcej, niż pewien, że orientujesz się doskonale, iż opowiadam tą samą historię...
i tak to jest...
nie ma dutków - nie ma muzy, nie ma świateł, nie ma FX-ów, nie ma zabawy... przynajmniej takiej, jaka była wcześniej...
Podejrzewam, że może chodzić o dutki. Niemniej, Festiwal do czasu pandemii był naprawdę MEGA i każdy rok miał swój unikalny temat i styl. Przez wiele lat robił kolosalne wrażenie, każdy był zachwycony, mnie było mało jednego dnia, więc w następne chodziłam też.
UsuńPo pandemii wszystko padło na ryj, każdy rok jest tak samo słaby i niczym się nie wyróżnia.
Uważam, że to bardzo piękne. U nas takie pokazy robi fontanna multimedialna oraz światła tworzące obrazy na naszym słynnym pomniku.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa, jeszcze w połączeniu z wodą.
UsuńDo tego monumentalna muzyka i chce się odlecieć.
Usuń