poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Posiadłość w Mosznej – jedna z posiadłości przemysłowca Huberta von Tiele-Winckler.

#escapełódź – dziś przenosimy się do województwa opolskiego.

Wieść niesie, że w czasach średniowiecza na miejscu zamku istniał drewniany budynek z piwnicami. Był XIX wiek, kiedy ktoś wymyślił, że postawi sobie rezydencję we wsi Moszna, lecz wówczas był to skromny dworek.

Gdy później wzniesiono barokowy pałac, przybytek zamieszkiwała rodzina Seherr-Thoss, ale ów majątek wykupił przemysłowiec Hubert von Tiele-Winckler i od niego właśnie, rozpoczyna się w tym miejscu na ziemi, zarys historii rodziny Tiele-Wincklerowów – śląsko-meklemburskiego rodu szlacheckiego.

Jednakże po jakimś czasie dziełem niewyjaśnionego przypadku, pałac częściowo spłonął. Właściciel nie poddał się jednak i odbudował posiadłość – w ten oto sposób powstało neorenesansowe dzieło architektury, której powierzchnia wynosi 8 tys. m², a kubatura – 65 tys. m³.

A skąd taka śmieszna nazwa wsi?

Moszna... na pewno zastanawialiście się już nad tym. Po niemiecku to było Moschen. Otóż nazwa oznacza dosłownie to o czym myślimy... worek lub torbę, ale nie chodzi o TĘ torbę, czyli worek mosznowy u faceta, a taki w znaczeniu topograficznym, czyli moszna jako wgłębienie dolinne.

Wiadomo, że oczekiwania wraz z upływem czasu ogromnieją, zatem czy się rozczarowałam, czy może nasyciłam się wystarczającą monumentalnością tej architektury – odpowiedź wplotę w dalszą historię.

Zamek jest znakomitym obiektem do fotografowania, ale czy może zwróciliście uwagę na to, że ów budynek przedstawia się zawsze tylko z trzech stron? Po prostu... ta czwarta strona jest niezbyt ładna i kompletnie nie pasuje do całej reszty.

Niemiecki Disneyland już odwiedziłam, przyszła pora na Polski, czyli zamek kształtem przypominający ten z logo sławnego twórcy filmów rodzinnych. Bajkowy – a jakże – kształt, wzbudzał zawsze emocje, u niektórych negatywne, kojarzone raczej z blichtrem, u innych pozytywne, z wyrazem uznania dla budowniczych.

Tę wycieczkę odbyłam w 2023 roku w lipcu.














Ta bryła z cegły i piaskowca jest tak naprawdę mieszanką baroku, neogotyku, neorenesansu i eklektyzmu. Wysokość szpica na najwyższej wieży, sięga 45 metrów.

W moszyńskim zamku można spać, jeść, pić i poddawać się zabiegom pielęgnacyjnym. Hotel, spa i restauracja zajęły znaczną część zamku, dlatego liczba komnat do zwiedzania nie jest tak duża jak się spodziewałam. Tutaj poczułam się zawiedziona. Taki monumentalny budynek, a tak mało można poznać.




A gdyby postawić się po drugiej stronie i zamieszkać w takiej rezydencji? Czy dobrze byś się tu czuł?

Szczerze mówiąc jeśli o mnie chodzi, kocham zwiedzać zamki i pałace, ale bliższe mi są średniowieczne mury, jeżeli już mogę sobie trochę powybrzydzać.
A tak poza tym mieszkać w zamku chętnie, ale służby nie chcę, blichtru też nie.

Gdybym miała mieszkać w zamku, byłby on odległy jak poranna mgła na dalekich łąkach (czyli generalnie widoczny i w zasięgu). Byłby niewielkich rozmiarów (nie lubię zbyt dużych wnętrz, które miałabym zamieszkiwać), piękny w swej całej surowości (kocham minimalizm), przykryty całunem z koron drzew, z porządną i krótką drogą do miasta (jestem mieszczuchem i nic na to nie poradzę). 

Można to pogodzić. Wystarczy zamek graniczący z miastem i gotowe. A jeszcze lepiej w samym mieście. Pałac Kellera w zupełności mi wystarczy, ma trochę ziemi, jest idealny.

I można żyć. Razem z przeciągami, nietoperzami na strychu, z chłodem i wieloma innymi rarytasami wysokich komnat. Takie coś jak najbardziej.



Sala pod pawiem

Dawniej nazywano ją salą lustrzaną, bo damy stroiły się w niej tuż przed balem. Może więc być nieco dziwne, że aktualnie tu w ogóle nie ma luster. Zastąpiono je ściennymi malowidłami. Po co? Właściwie nie znam uzasadnienia.





Sala balowa

Kompletnie nie wyszła mi na ogólnych zdjęciach, ale zbliżenie sufitu na szczęście wyszło bardzo dobrze, a to on zwrócił moją szczególną uwagę.
Sala jest dwukondygnacyjna i posiada piękny przeszklony, kasetonowy sufit. Do tego marmurowy cokół dookoła całej sali.





Gabinet Hrabiego

To miejsce spodobało mi się najbardziej. Marmurowy kominek, biurko hrabiego i fotel. Z okna widok na park i fontannę. Mnóstwo ładnych mebli, a na ścianach obrazy.










Kaplica zamkowa

Prowadzą do niej kręte schody, co nie umknęło mojemu oku. Kaplica konkretnie jest luterańska.
Jednonawowa z wąskim prezbiterium, dość surowa w odczuciu, bardzo przypadła mi do gustu. Dwie empory i okna z witrażami. Lubię taką architekturę.
Najważniejszym eksponatem jak i ozdobą w takim miejscu, są organy, ale tutejsze drogocenne organy zostały skradzione w niechlubnych czasach przez radzieckich żołnierzy.

Ludzie wciąż budują ciemne świątynie strachu gdzie echa spowiedzi leczą ich sumienie. I ciągle, wciąż od nowa wnoszą o pokutę, wierzą, że będzie ona odkupieniem wszelkich win. Złote mury czarnych świątyń zabijają z pokolenia na pokolenie. W świątyniach strachu karmią się złudzeniami.

Dziś kaplica jest salą koncertową.










Kawiarnia

Bardzo duża sala była w czasach swej świetności niezwykłą, bo piękną poczekalnią. Ta reprezentacyjna część powstała na wzór angielskich zamków i przysporzyła mi najwięcej inspiracji. Jej czasy świetności wcale nie przeminęły.

Tu króluje drzewo sandałowe. Krużganek, kominek z piaskowca i wysokie okna, to pionierskie wykonanie, które przyciąga oko i obiektyw. Kawiarnia zaprasza nie tylko gości hotelowych, polecam szczególnie zimą, gdy kominek funkcjonuje zgodnie ze swym przeznaczeniem.























Szklana oranżeria

Szklana oranżeria przylega do skrzydła budynku. Rosną tu egzotyczne i ciepłolubne rośliny, zaś na środku stoi interesująca fontanna.

Nie mogłam wykonać żadnych fajnych zdjęć, bo zaraz za nami weszła rodzina z dziećmi. Szarańcza obległa całe wnętrze, wrzeszcząc wniebogłosy, bo przecież inaczej nie można niczego zobaczyć.





Pokój z sypialnią

Sypialnia jest okrągła.




Łazienka

Wanna galanta.





Tajemnicza postać z obrazów

Gdy będziecie zwiedzać ten zamek, przyjrzyjcie się obrazom. Rozpoznacie na nich tę samą postać. Ta blondynka to hrabina Inga von Hohmann. Obrazy zostały wykonane kilkanaście lat temu przez polskiego artystę, Dariusza Kaletę i nie mają nic wspólnego z rodziną zamieszkałą tu przed wiekami.





Ogród i cmentarz

XIX-wieczne kanały wodne w stylu holenderskim i francuskim, oraz stawy pięknie odbijające zieleń jak w lustrze.

To miejsce słynie z azalii i rododendronów, które bujnie kwitną w okresie wiosennym. Jest to park krajobrazowy, nie wiadomo gdzie i czy się kończy, bo płynnie przechodzi w lasy, łąki i pola, które także urzekają swym naturalnym wdziękiem.
Po wschodniej stronie alei lipowej znajduje się staw z piękną wysepką nazywaną wyspą miłości


Hubert Gustaw Wiktor von Tiele-Winckler miał dwie żony, jedną przeżył, druga przeżyła jego samego. Obie wywodziły się z arystokratycznych, bogatych rodzin, a przedsiębiorczy małżonek powiększał te majątki wielokrotnie.
Życie w dostatku, a życiem takim kieruje pragmatyzm. Śmierć zaś wieńczy całe mile czasu w upływającym szczęściu, a w pamięci pozostaje blask uroków bogatego stylu. Czy to wystarczy?



Oglądając często portrety księciów, baronów itp., spoglądam z litością na te pasztety i tak się zastanawiam: będąc młodą kobietą, rodzice aranżują mariaż, a potem wychodzisz za takiego kabanosa i z powinności rodzisz mu dzieci wynikiem aktu z zamkniętymi oczami. Może właśnie dlatego najczęściej małżonkowie w zamkach mają osobne sypialnie.

Nie nadawałabym się do arystokracji. Może dlatego właśnie nie jestem bogata, bo w gruncie rzeczy nie jest trudno wyrwać obleśnego biznesmena. Kieruję się sercem, dlatego nie mieszkam nieszczęśliwie w penthous'ie, czy nawet pałacu, a szczęśliwie w bloku na Teofilowie.

Dygresja. Poniżej mamy dzięcioła czarnego. Zamieszkuje pas tajgi i lasów mieszanych całej Eurazji. Żyją około 14 lat, jednak często stają się ofiarą sokołów, jastrzębi i puchaczy. Ptak określany jest "lekarzem lasu", ponieważ wyżera z pni insekty. Nie jest to prawda. Dzięcioły czyniąc uszkodzenia, obniżają żywotność drzew.








Waleska, żona Huberta podobno miała powodzenie na poziomie legendarnym. Ta piękna kobieta wydała hrabiemu na świat ośmioro dzieci i tak Waleska pożegnała się z urodą, gdyż ta szybko zwiędła z powodu nieustannych ciąż.
Zaczęła chorować, popadać w nieszczęście, innymi słowy jej życie zamieniło się w ruinę. Zmarła wcześnie, mając 50 lat.

Hubert niedaleko patrząc w przyszłość, ożenił się ponownie. Umarł w urokliwej miejscowości Partenkirchen. Swój pierwszy grób miał w Miechowicach, drugi zaś otrzymał po przeniesieniu do Mosznej.

Na zgliszczach tego co zbudował człowiek, zawsze natura prężnie zapanowuje. Nawet na grobie mech pięknie muśnie malachitową barwą ten zimny kamień.

Trudno skojarzyć coś ze śmiercią kiedy wokół tak bujna zieleń, a w powietrzu roznosi się słodki zapach kwiatów. Śmierć nie kojarzy się również ze śpiewem ptaków, ani melodią przeplatającą się między gałęziami drzew, ledwie docierała do nas swą muzyką, kiedy usiedliśmy na ławce na wysepce połączonej z brzegiem ozdobnym mostem. Kłóciła się o każdą nutę z wiatrem.




Życie w takich okolicznościach może być ciekawe. Mnóstwo pięknych rzeczy, wiele detali, oczy wędrują z punktu do punktu, co chwila coś zachwyca.
Wcześniej hrabiowie na swych włościach mieli dostatnie życie. W obfitości żona obdarowała męża – z tyloma dziećmi z pewnością nie był to nudny żywot.


A co by się stało gdybym była dawno zaginioną spadkobierczynią tej posiadłości? Sukien nie noszę, bali nie lubię i do Łodzi daleko...

Wolałabym opchnąć to komuś innemu i zakupić majątek pod mój gust. Ale turystycznie, szczerze ów miejsce polecam. Jednak nie jest to zamek, do którego będę wracać, tak jak wracam do Malborka, Olsztyna czy Nidzicy.
Zupełnie inna epoka, zupełnie inny świat.

7 komentarzy:

  1. Robi wrażenie, jest co zwiedzać!
    Nawet gdybyś była spadkobierczynią, to nie tak łatwo odzyskać, nie mówiąc o utrzymaniu takiego zamczyska;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam się podpisać - jotka

      Usuń
    2. Utrzymanie - no właśnie. Oczywiście, że szybko sprzedać i kupić coś mniejszego.

      Usuń
  2. rozmawialiśmy o tej miejscowości kiedyś, ale chyba bardziej w kontekście koni... zamek/pałacyk znam, o tyle o ile, pracowałem tam kiedyś przy organizacji koncertu, więc trochę czasu na pomyszkowanie się znalazło, ale na park niestety już nie... prawdę mówiąc niewiele już pamiętam, ale jakieś tam fajne wrażenie zostało, bo obiekt jest faktycznie fotogeniczny...
    kot jak zwykle wspaniały, ale to chyba oczywiste: to przecież kot...
    z tymi dzięciołami to ja nie wiem... człowiek tak już zaburzył równowagę Natury, że trudno powiedzieć, na czym ona tak naprawdę ma polegać... ludzie (niektórzy) ratują różne gatunki aby przetrwały, ale czym się kierują?... może to jest tak, że niektóre, także te, które cieszą nasze oczy powinny po prostu wygasnąć?... niektóre zostały reaktywowane, tymczasem one nie mają gdzie mieszkać, np. taki ryś iberyjski, piękny kot, ale nie ma gdzie go utkać na Ziemi...
    też nie chcę być arystokratą, te wszystkie konwenanse, reguły zachowań, mieć kasę żeby sobie uwalać wolność, dla mnie to coś chorego...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, zobaczenie tego obiektu jest moim marzeniem! Tylko dosyć mi nie po drodze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden z piękniejszych zamków, które dane mi było zobaczyć. Ale tak... Malbork ładniejszy 😁!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malbork to coś zupełnie innego, inna ta epoka. Też mnie bardziej przypada do gustu, wszak byłam tam już parokrotnie. No i wielkość, jest gdzie się podziać, wiele można odwiedzać, a w tym niewiele udostępniono.

      Usuń