piątek, 11 października 2024

#escapełódź JEDEN DZIEŃ W... HELU.

⏩ poprzednio pokazywałam detale zabudowy gdańskiej
⏩ oraz fenomenalną stocznię gdańską

Dziś trochę emocji, ale i spokojnych chwil w Helu. Pokażę Wam gdzie można dobrze zjeść, co warto zrobić gdy tylko pojawimy się w miejscowości i jaką atrakcję odnalazłam dla siebie.

Na cyplu Mierzei Helskiej nad Morzem Bałtyckim leży wcale nie stara miejscowość, ponieważ oryginalną osadę rybacką z XII wieku, zatopiły wody Zatoki Puckiej. Wtedy nosiła nazwę Gellen i znajdowała się około 1,5 km od dzisiejszego Helu.
Miejscowość rozwijała się bardzo prężnie, już bowiem w XIII wieku, stanowiła bardzo ważny łącznik handlowy, konkurujący z Gdańskiem.
W roku 1266 Hel posiadał już prawa miejskie.

/źródło

Co zatrzymało Hel od stania się najważniejszym miastem handlowo-rybackim?
Nastał wiek XV, kiedy mierzeja w skutek erozji zaczęła niebezpiecznie zmieniać linię brzegową. Ale zanim to nastąpiło, historia pokazuje, że zależność (podporządkowanie) Helu od Gdańska, była nieunikniona.
Król Kazimierz IV przyznał Hel jako lenno Gdańskowi, tym samym kończąc niespełna 100-letnią walkę miasta o dominację gospodarczą na wybrzeżu.
Ostatecznie przejście pod gdańską jurysdykcję spowodowało upadek Helu.
Za panowania króla Zygmunta I Starego, zostały wycofane wszystkie przywileje przyznane onegdaj Helowi. Miasto sprzedano władzom Gdańska.

Z czasem dosłownie jakby raniony organizm poddał się i postanowił umrzeć niczym Weronika z dobrze znanej klasyki. Tyle że skuteczniej. Stare miasto strawił pożar, a to co pozostało, zostało zalane przez wody morskie.

Ocalali mieszkańcy założyli osadę Nowy Hel. Cały czas mówimy tu o wieku XV, ludność helska przeszła wtedy na luteranizm.

Dzisiaj wedle danych z roku 2022, w Helu mieszka 2835 osób.


Początek naszej wędrówki

Przyjechaliśmy tu pociągiem.

Aby lepiej zorientować się w terenie i dobrze wiedzieć gdzie później zapuścić nura, zdecydowaliśmy się na objazd meleksem z przewodnikiem.
Jak zawsze – powiadam Wam – mam szczęście do pozytywnych przewodników (no dobra, raz jeden się nacięłam, ale gość już zrezygnował z przewodnictwa...), poznaliśmy młodego, bardzo elokwentnego chłopaka, który pokazał nam wszystko, co powinniśmy przynajmniej zobaczyć.

Lecz to nie wszystko, bo doświadczyliśmy też nie mało.

Wysiedliśmy w lesie i zostaliśmy przeprowadzeni przez wnętrze bunkra. To była przejażdżka ze szwendaniem się włącznie.
Nie wiem czy w przyszłym roku będzie także tu pracował, ponieważ chłopak nie jest w ogóle z północy. Poradził sobie świetnie, żadne pytanie go nie zaskoczyło.

Czarujący przewodnik.
Jeżeli zobaczycie tę mordę, wbijajcie śmiało.


A teraz zobaczcie jak to było:


Chwila wytchnienia

Pora zjeść śniadanie.

Moim oczom ukazała się restauracja Blue i to właśnie oczy poprowadziły mnie do jej pirackich wnętrz. Intuicja nie zawiodła, jedzenie było bardzo smaczne.
Cenowo w Helu wszędzie będzie podobnie, uważam, że za zestaw dnia to jest niewygórowana cena.





Widok z okna na piętrze.


Przygoda życia

Zawsze marzył mi się rejs na pełnym morzu, ale zawsze też marudziłam, że to chyba szalenie nudne... dopóki z okien restauracji nie zobaczyłam tego:

Zdjęcia tego nie oddadzą, poza tym w skutek kompletnego zalania, aparat spoczywał bezpiecznie w plecaku na plecach...

Film z telefonu:


Chwila na suszenie

Moje buty wylądowały w łazience, przytknięte do suszarki do rąk. Nie ma to jak woda w trekingówkach...
Tę restaurację polecił nam przewodnik i podał kod rabatowy. ;)



Tak wygląda menu restauracji.



Generalnie nie nadawałam się już kompletnie do niczego. Naprawdę... O zwiedzaniu bunkrów już nie było mowy, mokra w ciuchach, które nie chciały schnąć (chłodny dzień mieliśmy), zaczęłam marznąć i gorąca kawa z prądem tu nie pomogła.
Postanowiłam wracać do bazy, Hel musi na mnie poczekać, planuję powrót. Ambitny plan spenetrowania wszystkich bunkrów dorósł do wymyślenia dodatkowego punktu – w następną podróż trzeba spakować rowery.

Hel czeka na mnie.



2 komentarze:

  1. w Helu byłem raz, jeszcze jako małolat młodszy, nielegalny /czyli under 15/, popłynęliśmy wodolotem z molo sopockiego, był jeszcze wariant statkowy, ta sama trasa, tylko dłużej, ale że nikt z nas w rodzinie jeszcze nigdy wodolotem, to wybrało się taki wariant... i wtedy, bo nie wiem, jak jest teraz, czubek półwyspu zajmowało wojsko, to był ich teren, więc nie można było zrobić sobie spaceru brzegiem morza z plaży zatokowej do pełnomorskiej lub na odwrót...
    knajpeczka, znaczy wnętrze przemiłe, urokliwe, ceny /obiad, kawy/ jak na krakowskim Rynku i okolicach, ale za ten konkretny obiadek /ów komplet, licząc z pomidorową, a pomidory lubię w każdej postaci/ to tej kwoty nie zapłacę, choć na tą warstwową kawkę może się nawet skusze, choć generalnie (prawie) nie pijam kawy, to nie jest kwestia "stać - nie stać", tylko niepedagogicznie jest iszczenie tego keszu :)
    ja zwykle, taka już świecka tradycja, Twoja relacja super, zwłaszcza ta część historyczna, dane wcześniej mi nieznane...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. p.s. tak a propos przewodników to: w Ziębicach /Dolny Śląsk/ jest Muzeum Gospodarstwa Domowego, niejako część Muzeum Domu Śląskiego i tam się swego czasu załapałem na darmową środę, byłem sam, dostałem przewodnika na wyłączność i to było naprawdę bardzo pozytywne doświadczenie, gość kompetentny pod każdym względem, wszystko wyjaśnił, objaśnił, opowiedział, zreferował, nie było pytania, na które by nie umiał sensownie odpowiedzieć, jakby Cię zaniosło w te okolice, to szczerze, gorąco polecam to miejsce, jak też samo miasto, takie zbite w sobie, więc wygodne do zwiedzania, łażenia i fotkowania :)

      Usuń