niedziela, 30 listopada 2025

"Na splocie staropoleskich wyznań" – spacer z przewodnikiem | Piotr Dziewulski.

Dziś w ramach projektu "Dzielnica Wiązowa. Nowe spojrzenie na Stare Polesie" odbył się spacer o intrygującej mnie tematyce. Spacer zakładał nie tylko odkrywanie miejskiego obszaru, lecz poznanie historii o ludziach wiary.
Łódź – miasto nie tylko wielu narodowości, ale też religii i tradycji. Kościoły katolickie, dawna cerkiew prawosławna, kościół mariawitów, kaplica braci czeskich... wielokulturowa społeczność zamieszkująca dawną dzielnicę Wiązową.

Z racji tego, że temat jest mi bliski, kilkakrotnie przeczytałam Biblię, należę do Kościoła ewangelicznie wierzących (nie mylić z ewangelickim), napisałam wiele nauczań na podstawie Słowa, uczestniczyłam w niejednym seminarium oraz wykładzie o tematyce biblijnej - pozwolę sobie na skomentowanie spaceru podług nabywanej przez lata wiedzy.



Jak zawsze obiecuję szczerość i prawdomówność. Na spacery przewodnickie chodzę z przyjemnością, reportaże z nich robię dla własnej satysfakcji i z wielkiej chęci dzielenia się tym co przeżywam w mieście.
To nie jest pełna relacja, wszakże nie spaceruję z dyktafonem.


Kościół pw. Matki Boskiej Zwycięskiej

Katolicka świątynia maryjna w stylu bazylikowym projektu Józefa Kabana. Oddany do użytkowania w 1929 roku, niewykończony. Budowę zakończono tak naprawdę 9 lat później, a dzwonnica stanęła jeszcze 12 lat później.

W bocznej kaplicy kopia obrazu (ułożona z mozaiki) Matki Boskiej Częstochowskiej, ta sama, która znajdowała się w grotach Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie.
W absydzie prezbiterium znajduje się płaskorzeźba Matki Boskiej Zwycięskiej, a nad ołtarzem głównym możemy oglądać obraz z fragmentem Bitwy Warszawskiej.

44-głosowe organy pneumatyczne pochodzą z roku 1933.

Lubię temat architektury sakralnej, więc możecie się spodziewać, że bliżej o tej świątyni opowiem w przyszłości i przybliżę jego historię i więcej zdjęć z miłą chęcią pokażę.


Zdumiało mnie, gdy przewodnik dwukrotnie powtórzył, że w niniejszym kościele właśnie trwa msza i nie możemy wejść. Odezwałam się, że nie jest to prawdą, ale zignorował mnie.
Tymczasem ja trzy minuty wcześniej:




Widzicie tam jakąś mszę?






Masoni w Łodzi?

Na spacerze padły słowa o tym, iż loży masońskiej nigdy w Łodzi nie było. Wiadomym mi, że ostatnia loża istniała w Łodzi w latach 30. XX wieku. Do łódzkiej loży należeli m.in. Andrzej Strug i płk. Więckowski.

Opowiedziano nam o tym pod budynkiem, na którym widnieje symbol masoński, ale nie istnieją żadne dowody czy choćby poszlaki nawet, które mogłyby poświadczyć obecność masonów pod tym adresem.





Zielonoświątkowcy

W małym budyneczku przy ulicy Strzelców Kaniowskich 69, mieści się sala spotkań Kościoła Zielonoświątkowego.
Powiedziano nam na spacerze, iż w tej denominacji są dwa sakramenty, chrzest i komunia. Otóż po znajomości powiem, że nie jest to prawdą, choć z punktu widzenia teologa, może to tak wyglądać.

Potocznie przyjęło się by nazywać pewne tradycyjne kwestie dobrze znanym słownictwem. Ponieważ żyjemy w kraju pod jurysdykcją papieża (tak można mówić o państwie deklarującym katolicyzm), łatwiej coś wyjaśnić, posługując się znajomym nazewnictwem i ja to rozumiem w zupełności, nie krytykuję.
Rozwińmy temat:

U Zielonoświątkowców jest chrzest, który udzielany jest WYŁĄCZNIE osobom dorosłym przez całkowite zanurzenie w wodzie. Człowiek ma być zdolny do podjęcia własnej decyzji.
Nie ma komunii. Jest pamiątka wieczerzy pańskiej. Wówczas wierni dzielą się  zarówno winem jak i chlebem. W niektórych społecznościach miast wina, jest sok z winogron.

Dorzucę więcej ciekawostek:

Zielonoświątkowcy przyjmują Biblię jako samowystarczalną normę wiary i życia chrześcijańskiego – bez pośrednictwa księży.
Notabene w Kościele Zielonoświątkowym nie ma księży, jest pastor, który ma normalnie żonę i dzieci.

„Solus Christus” – Tylko Chrystus”, czyli jedynie Chrystus może być pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem. Nie ma kultu Maryi ani świętych.
Zielonoświątkowcy odrzucają kult relikwii, obrazów, wiarę w czyściec, odpusty.

Nie ma spowiedzi.

Sposób wiary, który ja praktykuję, jest właśnie taki (we wszystkich kościołach ewangelicznie wierzących w Łodzi i ogólnie w Polsce i na całym świecie), dlatego rzetelnie wyjaśniam i w razie powstałych pytań, zachęcam do ich zadawania.






Mariawici

Wyznanie wywodzące się z katolicyzmu, gdzie wiara centralizuje się na kulcie maryjnym. Nazwa mariawityzm pochodzi z łaciny: Mariae vitam (imitantes) – „Maryi życie (naśladujący)”.
Dawniej mówiono, że to sekta, nawet mówiono o mariawityzmie kozłowityzm (od nazwiska "Mateczki" Mari Franciszki Kozłowskiej, która rzekomo dostąpiła objawień.

Wszystko miało swój początek w Płocku, gdzie Kozłowska doświadczyła pierwszego objawienia. Pierwsi mariawiccy księża wyszli z rzymskokatolickiej elity, głównie profesorowie seminarium.

Szerszej historii należałoby poświęcić więcej miejsca, co zamierzam uczynić, ponieważ poniższy kościół nie jest jedyną w Łodzi świątynią związaną z mariawitami.






Budynek Domu Diakonis "Tabea"
oraz Light House


Diakonise (żeński odpowiednik diakonów), pełniły w zborze baptystycznym funkcje pomocnicze.
Po wojnie budynek bezprawnie zabrano. Baptyści odzyskali go zasadniczo niedawno.
Obecnie prowadzą w nim chrześcijańskie przedszkole "Jonaszek". System wychowawczy oparty jest na chrześcijańskich wartościach, będących inspiracją realizowanego w przedszkolu programu.


Warto wspomnieć, (o tym nie było na spacerze), że w tymże budynku aktualnie mieści się Kościół wyznania ewangelicznego (nie mylić z ewangelickim), pod nazwą "Light House".
Twórców tego zboru poznałam osobiście, To Daniela i Gerd, małżeństwo. Prowadzą też fundację walczącą z handlem ludźmi i współczesnym niewolnictwem. Więcej ➤ Light House





Baptyści

Budynek Miejskiego Centrum Medycznego, który należał od 30.12.1923 do baptystów. Historia jak powyżej o "Tabei", również został im odebrany, a dziś tenże obiekt za stosownym odszkodowaniem, pozostał we władaniu państwa.

W praktyce wiary jest tu podobnie jak u Zielonoświątkowców.







Fota – bonus.
Przejeżdżał akurat ładny taki.



Ewangelicka Jednota Braterska

Kościół p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy, zbudowany w latach 1911–1913 dla Ewangelickiej Jednoty Braterskiej, inaczej braci morawskich.
Ich historia wywodzi się z XVII wieku, a były to ciężkie czasy. Okrutnie prześladowani w Czechach husyci, ewangelicy i anabaptyści, uciekali za granicę. Potomkowie owych wygnańców, którzy zamieszkali Łużyce Górne, założyli (XVIII wiek) osadę Straż Pańska "Herrnhut". I to był początek wspólnoty.

W Polsce herrnhuci pojawili się w XIX wieku. Z czasem jednak zostali włączeni do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego.

Słówko ode mnie:

Jednota Braterska to zreformowana wiara protestanckiego Sola scriptura (Tylko Pismo) · Sola fide (Tylko wiara) · Sola gratia (Tylko łaska) · Solus Christus (Tylko Chrystus).
Co siedem lat herrnhuci spotykają się (przedstawiciele wspólnot) podejmując rozmowy i decyzje o charakterze doktrynalnym i regulującym życie w wierze.

Budynek kościoła w Łodzi to aktualnie zgliszcza. Duża sala była przykryta mansardowym dachem zakończonym sygnaturką.

Po II wojnie istniała tu parafia Polskiego Kościoła Starokatolickiego. Nawet przez trzy lata, budynek ten pełnił funkcję katedry biskupa starokatolickiego. Później od roku 1948 kościół zajmowała parafia Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego, a od roku 1951 parafia Kościoła Polskokatolickiego pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Od lat 90. XX wieku kościół stał pusty. Na początku XXI wieku kupiła go osoba prywatna i urządziła w budynku magazyn sprzętu AGD.
W roku 2019 w kościele wybuchł pożar, w którym zginął bezdomny. W sierpniu 2024 budynek zawalił się. Chodzą słuchy, że niekoniecznie sam.

Na dzisiejszym spacerze mieliśmy gościa drugoplanowego, mianowicie lokatorka stojącej obok kamienicy niezbyt uprzejmym tonem kazała nam opuścić teren, co za przewodnikiem pokornie uczyniliśmy.
Wtedy z jednym z uczestników wycieczki wspomnieliśmy imię innego przewodnika, który nie pozwoliłby na wyrzucenie swojej grupy z terenu.
Grupa była nieco zażenowana zaistniałą sytuacją, ale cóż zrobić.




fotopolska.eu




Kościół św. Mateusza Ewangelisty

Erygowany w roku 1989. Architektem byli Jerzy Gonery i Lidia Zysiak. Wcześniej po przeciwnej stronie ulicy znajdowała się kaplica, którą zburzono gdy niniejszy kościół już stanął.

Ołtarz jest z marmuru. Płaskorzeźby stiukowe, posadzki marmurowe.











I tu zakończyła się nasza wycieczka. Przyznam, że przygotować taki temat to nie jest łatwa sprawa. Materiał obszerny, historia bogata, a czasami ciężko o dobre źródła.
Pogoda dopisała, frekwencja na spacerze spora.

14 komentarzy:

  1. co mu odbiło temu przewodnikowi, że nałgał z tą mszą?... może ktoś ze znajomych akurat tam sprzątał przed chwilą i gość dbał, żeby nikt posadzki nie zadeptał?...
    żart, ale innego pomysła na wytłumaczenie tego jakoś nie mam :)
    na obrzędzie /też chyba zwanym mszą?/ zielonoświątkowym kiedyś byłem... pomińmy już detale po co i dlaczego, generalnie z pobudek naukowych, żeby sprawdzić pewne mity, czy są to mity, czy nie, ale też nie tylko... było sporo muzyki i nawet mnie poniosło, żeby się tak pobujać do taktu, tak jak inni dookoła... w ogóle podobał mi się luz tam panujący, na moje wyczucie nieudawany, oraz pastor witający każdego osobiście przy drzwiach na salę... nie wiem, czy to się nazywa "komunia", ale był taki fragment, że noszono między rzędami ławek kosze z połamanym opłatkiem, taki "wafelkiem" jak w wielu domach używanym przy Wigilii, kto chciał, to się częstował, kto nie chciał, to nie... od razu potem roznoszono wino /lub sok z winogron, nie sprawdzałem/ na tacach w takich małych plastikowych naparsteczkach... była też zbiórka pieniędzy, a od rz.-kat. różniło się tak, że nie było koszyka/tacy, tylko worek osłonięty na czarno, żeby każdy mógł dyskretnie wrzucić tyle, ile chciał, unikało się szpanerstwa kasą, takiego, jak czasem jest kościołach rz.-kat.... skoro jeszcze o kasie, to w hallu był terminal bankomatu/wpłatomatu...
    jedyne, co było słabe, to czas mnie pilił i nie zszedłem już po wszystkim do kawiarenki na dole, żeby sobie zamienić z ludźmi choć kilku słów, tak więc trochę niedokończona, niedomknięta była ta moja wycieczka...
    symbol podobno masoński mnie się kojarzy raczej z herbem byłego NRD, ale tylko kojarzy, bo detalicznie jest inny, zaś to, co miałby oznaczać naprawdę, to po prostu nie wiem...
    dookoła słowa "sekta" toczy się neverending shitstorm... dawniej oznaczało ono małą, odszczepieńczą grupkę religijną i zwykle w kontekście wierzeń Wschodu, czasem tak funkcjonuje nadal w opracowaniach na ten temat... obecnie, przynajmniej mnie osobiście, kojarzy mi się z manipulacją, której poddawani są wyznawcy w danej grupie, co więcej niekoniecznie związanej z wyznawaniem jakiejś religii... tylko teraz konia z rzędem temu, kto rozstrzygnie, od kiedy się zaczyna manipulacja i do tego ta "zła" manipulacja?... jak to mówią tamtaj tamtaj, a walizka sama po peronie skacze :)
    kościół Mateusza nawet mi się podoba, mimo mojej kiepskiej opinii na temat zewnętrznej architektury powojennych kościołów, ale jest ona na tyle ogólnikowa, że wiele wyjątków się jakoś pojawia...
    tak, zdaję sobie sprawę z trudności tematu i jak zwykle jestem pełen podziwu dla Twojej pracy... dziękować Zacnej Pani Reportyczce /reporterko-przewodniczce/ :D
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie sprzątał. Byłam w środku 11:57, spacer zaczął się o 12:00.
      Zakładam, że nie wiedział, być może nie sprawdził godzin mszy, bo przeważnie sumy są punkt dwunasta.
      Może z księdzem się kiedyś pokłócił, może miał ograniczone ramy czasowe i nie mógł ludziom pozwolić na rozproszenie, warianty są różne, nie wiem, nie zapytałam.

      Msza tam to po prostu nabożeństwo.
      Zazwyczaj na początku jest uwielbienie. Powitania są praktykowane już w coraz większej liczbie kościołów ewangelicznych. W tym, do którego chodzę, też witają, ale przeważnie młodsze pokolenie stoi przy drzwiach.

      Pamiątka wieczerzy pańskiej. Przeważnie ten wafelek to po prostu maca.

      Zbiórka jest zawsze, nie ma co tu kryć, te sale spotkań nie są za darmo, każdy korzysta choćby z kibla, więc daje się na papier toaletowy albo rachunki za prąd - to jest normalne.
      W moim też jest terminal.

      U nas jak jesteś pierwszy raz, dostajesz kawę i ciasto za darmo. XD

      Do przewodniczki to mi jeszcze daleko. ;)
      Napisać coś z sensem, co by ludzie chcieli czytać, to jedno, a porwać za sobą grupę słuchaczy to drugie. Każdy ma w innym kierunku talent. Dlatego ja pisałam nauczania, ale nigdy nie wygłaszałam ich ze sceny.

      Usuń
    2. wiem, jak wygląda i smakuje maca, ale tam to był wyraźnie taki wigilijny opłatek... nie częstowałem się, bo uważałem, że skoro nie jestem z "tej bajki", to nie czułbym się ze sobą szczery, aczkolwiek potem to przemyślałem i uważam, że się myliłem, bo tańczyć tańczyłem, a to też był element obrzędu...w końcu z rodzimowiercami miód też piłem na ich spotkaniach przy ognisku... jakby nie było, taki Toni Halik nie próbował grzybów z Indianami w ramach spotkania towarzyskiego, dla zabawy, tylko też w ramach rytualnej ceremonii, miało to znaczenie duchowe, więc skoro ma być naukowo, to naukowo - próbujemy wszystkiego...
      krishnowcy też mnie częstowali jedzeniem za darmo, ale tam było sporo ludzi, zbór jest w centrum Warszawy, więc nie wszyscy się znają, nie wiadomo, kto jest pierwszy raz, a kto wyznawca od lat...
      pieniądze i religia /pozwolisz, że użyję umownie tego słowa/ to temat od zawsze drażliwy, choć nie powinien... w końcu to wszystko kosztuje, związek wyznaniowy musi jakoś finansować swoją działalność, choćby mycie tego prozaicznego kibla... a kto ma to finansować?... właśnie wyznawcy oraz sympatycy, stali lub tylko chwilowi goście... tu rzecz polega na tym, że w Polsce zrobił się trochę chory klimat za sprawą jednego związku wyznaniowego, wiadomo, że chodzi tu o kościół rz.-kat... mnie na przykład osobiście przeszkadza, że ich działalność jest zasilana kasą przez państwo z podatków ściąganych przymusowo od wszystkich podatników... ale pieniądze zbierane podczas mszy to już nie moja sprawa... wielu antyklerykałów postuluje opodatkowanie tzw. "tacy", ale ja mam odrębne zdanie, że taca nie powinna nikogo obchodzić, według mnie problemem są wspomniane dotacje państwowe... przy czym rzecz jasna nie mówimy o konserwacji zabytkowych kościołów będącej pod patronatem państwa, bo to jest jeszcze osobniejszy temat...
      ...
      ależ oczywiście, pisanie sensownych tekstów nie oznacza, że autor jest dobrym mówcą, to działa zresztą w drugą stronę, że np. niewielu aktorów umie pisać dobre scenariusze... a jeśli chodzi o Ciebie, to głosowo wypadasz fajnie, aczkolwiek to jest kwestia gustu, pozostaje Ci jedynie kwestia sztuki ekspresji w występie na żywo :)

      Usuń
    3. Z tą różnicą, że ani wieczerza ani uwielbienie, nie są obrzędami. :)

      Temat pieniędzy i Kościołów został skażony przez machlojki, ogólna wizja księdza w drogim samochodzie i dawanie na tacę, mocno upośledzają sens tego wszystkiego.
      Nie zamierzam tłumaczyć tego, co się dzieje z pieniędzmi od katolików, bo to nie mój świat, mogę mówić za wspólnotę, w której wiem, co się dzieje, bo to też nie żadne tabu. Każdy u nas może otrzymać kosztorys miesiąca, mieć wgląd w rozliczenia, zobaczyć dokładnie na co idzie kasa i ile się uzbierało w danym czasie - pieniądze w Kościele to nie jest żadne tabu. To jest normalna sprawa jakbyś łożył na świetlicę na wsi, w której spędzasz dużo czasu na grach i zabawach.
      Kościół to jest miejsce gdzie spędzamy czas (także w tygodniu), zużywamy prąd, wodę, kawę itd.
      Chłopaki mają tam w tygodniu spotkania, grają sobie w ping ponga. Ja tam chodzę w tygodniu na terapię, bo mamy świetnego psychologa. Są różne grupki, które się tam spotykają, również w tygodniu. Np. grupka modlitewna, albo grupka, na której spotykają się małżeństwa, to się odbywa przy poczęstunku. Za skromnie opowiadam, ale nie chcę rozwlekać. Młodzież z Kościoła ma tam swoje spotkania. Grupa uwielbieniowa jest, trenują na tej sali grę i śpiew.
      Kościół to nie jest tylko nabożeństwo w niedzielę.
      W tym budynku odbywają się wykłady, różne szkolenia, seminaria, kursy. Czasami jest zrzutka na materiały szkoleniowe zamiast biletu wstępu po prostu.

      Usuń
    4. spoko, obrzędem nazywam po prostu regularne formalne spotkanie wyznawców /plus ewentualni sympatycy i ewentualni gapie, w zależności od otwartości tego spotkania, ja tam akurat byłem gapiem przyjaźnie nastawionym/, na którym to spotkaniu coś razem robią według pewnych mniej lub bardziej ścisłych reguł... akurat mam słowiańskich rodzimowierców w rodzinie, oni tak to nazywają, ale może być też msza, nabożeństwo, albo po buddyjsku: praktyka... kwestia pewnego żargonu środowiskowego...
      oczywiście zdaję sobie sprawę, że kościół /sangha, zbór/ to nie tylko budynek, czy formalna organizacja. ale pewna wspólnota, czy środowisko ludzi, a także tworzony przez nich lifestyle, więc nie tylko owe regularne spotkania, o których była mowa wcześniej...
      zanim znalazłem się w obecnym punkcie swojego rozwoju, światopoglądu, czy właśnie lifestylu, to zdążyłem się trochę rozejrzeć po różnych opcjach, do tej pory zresztą lubię się rozglądać, zawsze pielęgnowałem w sobie taką odrobinkę pokory(?), czy też niepewności, że niekoniecznie muszę prawidłowo postrzegać świat i moja droga niekoniecznie musi być ta bezwzględnie najlepsza, a te inne to są całkiem do bani... to jest jakby tak: nie biorę methu /tego akurat nigdy nie próbowałem/ i nie mam takiego zamiaru, ale chcę przynajmniej z grubsza wiedzieć, czego nie biorę :)

      Usuń
    5. Obrzędami nazywam rytuały, których w takich Kościołach jak Zielonoświątkowy, nie ma.
      Nie chodzi Ci ksiądz w specjalne szaty ubrany, okadzając ołtarz i nie recytuje żadnych formułek.
      Nie ma skakania przez ognisko czy innych vodo.
      Na spotkaniu jest śpiew i jest dzielenie się jedzonkiem i soczkiem. To nie obrzęd.
      Kościół z dużej litery to będzie zbór, eklezja. Z małej litery to będzie budynek.
      Rozumiem, ja też sprawdzałam i badałam, byłam nawet o krok od satanizmu. ;)

      Usuń
    6. och, satanizm to bardzo pojemne słowo, a w efekcie bardzo niewiele mówiące, bo czegoż ludzie nie potrafią tak nazywać... osobiście otarłem się tylko o jedną odmianę, naukowo zwaną "laveyańską" lub "filozoficzną"... parę koncepcji tam zawartych pasuje mi do tej pory, pod warunkiem, że się je wyrwie z pewnego kontekstu, ale niemożliwe było i nie jest, abym się w to wszystko wpuścił... przyczyna jest prosta, wyjaśnię ją dość lapidarnie: każdy satanizm, jakkolwiek rozumiany, jest chrystianocentryczny, a ja z chrystianocentryzmu uwolniłem się już o wiele wcześniej...

      Usuń
    7. Ja nazywam satanizmem czczenie szatana, praktykowanie okultyzmu.
      Chrystianocentryczny satanizm? Możesz to rozwinąć?

      Usuń
    8. owszem... postać Szatana, sam jej koncept wywodzi się z mitologii (około)biblijnej... czyli może trochę nieściśle się wyraziłem mówiąc o "chrystianocentryzmie", bo inne "religie księgi" też coś tam wspominają o tej postaci, więc może powinno się mówić o "bibliocentryzmie", ale że chrześcijaństwo dominuje w "naszym" kręgu kulturowym, to tak mi się to nazwało... w innych religiach, nie związanych z Biblią nie ma takiej postaci i takiego pomysłu nawet... owszem, w wielu z tych religii jest mowa o jakichś demonach, nawet jest bogini Kali w hinduizmie, ale szukanie w nich analogii jest mocno naciągane...
      i teraz tak: skoro jakaś nowa religia, filozofia, czy ideologia bazuje między innymi na byciu w kontrze do religii biblijnych i porządku, które one próbują narzucać, to znaczy, że jej wyznawcy są umazani w którejś z tych religii po uszy, wciąż są chrystiano-, czy judeocentryczni, etc, tak samo jak wyznawcy wprost tych właśnie religii... to gdzie tu mowa o jakiejś wolności, czy wolnej myśli, o której czasem plotą liderzy takiej, czy innej odmiany satanizmu?... owszem, niektóre odmiany satanizmu sięgają do wierzeń religii pozabiblijnych, ale w końcu dochodzi do punktu, w którym coś wyraźnie zgrzyta... satanizm laveyański próbuje na przykład z tego wybrnąć stwierdzeniem, że ich Szatan to tylko symbol, a nie osoba, nic to jednak nie zmienia... przywiązanie do postaci Szatana będącej pomysłem judeo-chrystiano-etc, etc istnieje nadal...
      innymi słowy, tak summa summarum: konflikt między judeochrześcijaństwem i dowolną odmianą satanizmu jest wciąż kłótnią w rodzinie, z której ja na przykład już się dawno mentalnie wypisałem...
      ...
      dygresja - ciekawostka, tak przy okazji: większość ludzi w naszym kręgu kulturowym określających się jako bezwyznaniowi, areligijni, czy "ateiści"
      nadal jest chrystianonocentryczna /w Polsce głównie katocentryczna/, oni wciąż myślą "po chrześcijańsku", nigdy się do końca mentalnie z tego nie wyzwolili... to nie jest rzecz jasna żaden zarzut, bo może im to do życia wystarcza, to tylko konstatacja pewnego faktu...

      Usuń
    9. p.s. okultyzm /pod wieloma różnymi nazwami/ istnieje także w wielu innych religiach, które z Biblią i stworzonymi przez Biblię postaciami /np. Szatanem/ nie mają nic wspólnego, więc nazywanie tego "satanizmem" uważam za pewne nieporozumienie... ale z drugiej strony rozumiem ten tok myślenia, że to, co nie jest po myśli biblijnej /np. chrześcijańskiej/ to "satanizm"..
      kiedyś gadaliśmy o podobnej sprawie, jak pierwszych chrześcijan w Rzymie nazywano "ateistami", więc chyba rozumiesz , o co mi chodzi...

      Usuń
    10. Słowo szatan oznacza "przeciwnik". To wszystko. A jakie on miał imię w jakiej religii, to bez większego znaczenia. Jeśli już szerzej mówić, każda księga będzie miała swojego antagonistę.
      A sama sekta, może mieć różne tło, nawet chrześcijańskie, znam takie wspólnoty.

      Nie bardzo rozumiem co masz na myśli mówiąc, że wszyscy są chrystianocentryczni, nawet niewierzący.
      Mówimy o wyznaniu, czy tylko o tradycji i kulturze, bo to wg mnie robi różnicę.

      Nie, ja satanizmem nazywam konkretnie kult szatana, niczego innego tak nie nazywam.

      Usuń
    11. albo "oskarżyciel" w jakimś innym tłumaczeniu...
      ...
      niektórzy za sektę uważają np. taką firmę(?) jak Amway, gdzie jedyny obiekt czci to pieniądz, ale przyjrzawszy się sile manipulacji i indoktrynacji, jaka tam występuje, trudno się z tym słowem "sekta" nie zgodzić... swego czasu miałem bardzo krótką przygodę z Amwayem, ale zdążyłem poczuć i zauważyć jaki mechanizm manipulacji tam działa...
      ...
      chrystianocentryzm /albo np. w Polsce wręcz katocentryzm/ to postrzeganie świata z chrześcijańskiego punktu widzenia... i mnóstwo /choć nie wszyscy, tego nie mówiłem/ niewierzących również tak postrzega świat... gdy taki ktoś usłyszy słowa np. "bóg", "kościół" lub "religia" to kojarzy sobie tylko z jednym, rzadko pada pytanie "o jakiego boga/kościół/religię chodzi?"... ja akurat zadam takie pytanie, gdy z kontekstu wyraźnie to nie wynika... ale wielu niewierzących pojęcia za bardzo nie ma o tym, że ludzkość wymyśliła jeszcze innych bogów, że istnieją inne kościoły lub że stworzono inne religie: inne warianty chrześcijaństwa, czy też religie nie mające z tym chrześcijaństwem, ani nawet z Biblią nic wspólnego...
      ...
      a wracając do tego całego "szatana" /antagonistę/, to nie wszystkie wierzenia tworzą taką postać, bo mogą mieć zupełnie inną kosmologię, w której się ona zupełnie nie mieści... choćby we wierzeniach słowiańskich mamy parę wzajemnych antagonistów Perun - Weles, żaden nie jest ani bezwzględnie "dobry", ani "zły", a jedynie czasowo, stosownie do pory roku... dla człowieka, gdy w Lecie upał doskwiera "szatanem" może być Perun, a gdy w Zimie mróz chwyci za tyłek "szatanem" jest Weles... co prawda w mitologii słowiańskiej istnieje trochę różnych złośliwych duszków, diabełków, czy południc, etc, ale szukanie w nich analogii do biblijnego "zbuntowanego i upadłego anioła" byłoby bardzo naciągane...
      ...
      aha, czyli satanizm = kult Szatana /piszę z dużej, gramatycznie, bo to imię własne/... z tej definicji wychodzi ciekawy wniosek, że Church of Satan, założony kiedyś przez A.S.LaVeya i istniejący ponoć do dziś, to nie jest żaden satanizm... w tej doktrynie zaprzecza się istnieniu Szatana - osobowej postaci, a jego imienia używa jako pewnego symbolu jedynie, nie uprawia się też jego kultu, co jest akurat dość logiczne... co prawda A.S.LaVey organizował kiedyś różne imprezy, "obrzędy"(?) w których można się dopatrzeć znamion jakiegoś kultu, ale zawsze było jasno powiedziane, że to tylko show, happening, psychodrama, czysty fun, zajęcia parateatralne, nikt używający mózgu nigdy nie brał tego na poważnie...

      Usuń
  2. Sporo tych różnych odłamów, ale i miasto spore, nawet u nas widuję małe zbory różnych religii.
    A podobno Polska katolicyzmem stoi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polska jest zdeklarowana jako kraj katolicki. Ile jest naprawdę praktykujących tę religię wiernych? Liczby podają ilość osób ochrzczonych, wyobrażasz sobie, że procentowo to będzie ogrom ludzi, niemal wszyscy. Ale to jest fałszywa liczba, należałoby podawać liczbę czynnie zaangażowanych w katolicyzm.

      Usuń