To nietypowy koncept kulinarny o jakim marzą tylko miłośnicy owoców morza. Ale że jestem zdeklarowanym rybożercą, zainteresowałam się tym lokalem, mimo że małż czy ośmiornic nie jadam.
Podobno składniki przyjeżdżają do SeaFood dwa razy w tygodniu prosto z Włoch.
Restauracja ma ciekawy klimat morski, kojarzy się z baśniową scenerią, jest kolorowo, dość specyficznie, ale najważniejsza jest oczywiście kuchnia. Bez tego i najładniejszy lokal nie przygarnie wielu gości.
Na moim talerzu wylądował burger z dużymi krewetkami. Warzywa, pyszny sos i ser żółty dopełniły smaku – rewelacja.
Męża również naszło na krewetki, wybrał te wielkie w wybornym daniu podanym na dużym talerzu. Również pochwalił przepis i wykonanie.
Oboje byliśmy zadowoleni.
Restauracja jest bardzo odpowiednia dla wegetarian, którzy stronią od mięsa, ale tym co żyje w wodzie, nie pogardzą. Próżno szukać tu steka czy kotleta (chyba że rybnego), a bogate menu daje ogromny wybór.
Dodatkowym atutem jest to, że restauracja ma piętro. Z dużych okien widać rynek Manufaktury jak na dłoni.
My ostatnio kupiliśmy spore sushi, otwarto u nas świetna suszarnię, tylko na wynos:-)
OdpowiedzUsuńjotka
Też mówię "suszarnia". :D
UsuńOwoce morza to nie moja bajka, choć mój mąż od czasu do czasu skusi się na takie danie :)
OdpowiedzUsuńMoja też nie, zdecydowanie. Krewetki są O.K. mi to smakuje trochę jak drób. W takiej restauracji można też zamówić proste danie rybne.
Usuń