niedziela, 3 marca 2024

Deszczowa opowiastka.

Już wiecie od dawna, że dla mnie nie ma czegoś takiego jak "niepogoda". Zachwycam się światem zalanym mgłami, rozkoszuję się w dźwiękach zacienionych poranków i kocham spacery po zapadanym mieście.
Stąd biorą się zdjęcia, rzadko publikowane w Internecie z dwóch powodów. Nie każdy fotograf ma ochotę wyjmować sprzęt w deszczu i jest niewielu odbiorców takich zdjęć, którym przypadną one do gustu. Internet preferuje - jeśli można tak osobowo napisać - jasne, słoneczne zdjęcia, które kojarzą się z samymi dobrymi momentami. A z czym kojarzy się deszcz i mgły?

Zacznijmy od pewnego poranka. Zdjęcia i nagrania robiłam z mojego okna na jednym ze zwykłych osiedli. Bloki, zasrane trawniki, nic specjalnego. A jednak "Sleepy Hollow" przy tym wymięka.





Posłuchajcie ptasich odgłosów. To był zdecydowanie ich czas:


 

Kiedy zdarzył się wolny wieczór, a lało uporczywie, wymarzyłam sobie zobaczyć centrum Łodzi, które jest atrakcyjnie oświetlone. Do centrum nigdy nie wbijam się samochodem, opór nie ma sensu. Ruszyłam w miasto tramwajem.

Przystanek Centrum, czyli zbieg większości linii tramwajowych w jednym miejscu. Wielka wygoda. Pamiętam jak przystanki nie łączyły się ze sobą i trzeba było biegać po wielkim skrzyżowaniu. Czerwone światło dla pieszych umożliwiało tramwajom ucieczkę przed pasażerami. Najczęściej w tym miejscu było już jasne, że nie zdąży się do pracy na czas.
Teraz nie ma żadnego problemu, osobiście odczuwam duży komfort.
Łodzianie nazwali to miejsce Stajnia Jednorożców, ponieważ jest tęczowo pokolorowana, a nieopodal znajduje się pomnik jednorożca.





Dalej wybrałam się spacerem prosto do stóp Red Tower, mojego ulubionego wieżowca o tej porze dnia.


Spacer ulicą Piotrkowską to zawsze estetyczne wrażenia.
Trochę pokręciłam się innego deszczowego dnia, na filmie jest Hi Piotrkowska z bliska, piękne elewacje zabytkowych kamienic i odnowiony pasaż:





Odnowiony Grand Hotel robi duże wrażenie. To też jest historia Łodzi. Chciałabym mieć możliwość wejścia z aparatem do środka, ale tam  goście chcą mieć spokój, szanuję to.





Również pięknie zrewitalizowana ulica Moniuszki:





Plac Wolności przechodził doniedawna ogromną rewitalizację, obecnie jest już ukończony, mam nadzieję wkrótce się wybrać na bardziej szczegółowe zwiady. Ostatni raz byłam w przeddzień otwarcia, o czym pisałam na FB. Ostatnie zdjęcia (za dnia) przedstawiały jeszcze roboty.





Po drodze zrewitalizowany Park Staromiejski, który wiele razy już się u mnie pojawiał:


Zdjęcie wykonane znad stolika do szachów.



Na sam koniec spaceru przeszłam się rynkiem manufaktury. To miejsce podoba mi się niezmiennie. Lubię tu przebywać.

Warto spojrzeć na film, choć nie jest zbyt dobrej jakości (zmiana ustawień jakości obrazu, niewiele pomaga).
Muzyka leciała na żywo, a światła tańczyły w takt:







Do następnego spaceru!

20 komentarzy:

  1. U nas pomalowany i oświetlony na tęczowo most nie nazywa się mostem jednorożców, tylko "Gay Bridge" :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jednorożce teleportują się tylko do Łodzi.

      Usuń
  2. Ładnie prezentujesz swoje miasto. Byłam w Łodzi kilka razy kiedy syn studiował. Trochę też zwiedziłam. Ale zapewne po tylu latach miasto wypiękniało. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miasto przeszło (i nadal przechodzi) ogromnie wiele remontów i rewitalizacji.

      Usuń
  3. Przepiękne zdjęcia robisz, aż się chce tam być i to zobaczyć:) Mgły i deszcz lubię, byle nie leje, ale taki spokojny, tak.
    Podoba mi się nazwa Stajnia Jednorożców- bajkowo, kolorowo, świat wydaje się lepszy. teraz w wielu miastach buduje się takie centra przesiadkowe- linie autobusowe, tramwajowe zbiegają się bardzo często przy dworcach kolejowych. Nie trzeba szukać na krańcach miasta przystanków.
    Piękna deszczowa, omglona Łódź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lało, inaczej nawet telefonu bym nie wyjęła. 😅 Było przyjemnie. :)
      Dużo odnośnie bajek powstało mniejszych i większych tworów. Od murali po rzeźby. Np. mamy rzeźby kota Filemona i Bonifacego, misia uszatka, pingwina Pikpoka, wszak Łódź jest miastem kinematografii. ;)
      Dla mnie miasto w takiej aurze to dzieło sztuki.

      Usuń
    2. Ale zdjęcia, zdjęcia są przepiękne. Chce się iść tymi ulicami, być w parku o tej porze w takiej aurze.

      Usuń
    3. Bardzo się cieszę. :)

      Usuń
  4. Nigdy nie byłam w Łodzi, by pochodzić po mieście, jedynie przejazdem. Nadrobię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Deszcz i mgły, kojarzą mi się ze spokojem, tak po prostu. Wolę patrzeć na takie ciemne, deszczowe zdjęcia, niż na kolejne, jednakowe obrazy śliczniutkich, słoneczniutkich dni, bo od ich nawału czasem robi się niedobrze.
    Twoje zdjęcia są tak piękne, że aż chce się częściej pojawiać w Łodzi. Wszystkie miejsca które pokazałaś, pamiętam raczej dobrze. A Red Tower, lata temu, była moim widokiem codziennym.
    Do "Stajni Jednorożców", podobnie jak do posągu jednorożca, nie mogę przyzwyczaić się do dnia dzisiejszego. Mało co w tym mieście tak bardzo mi się nie podoba, jak te dwa obiekty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też tak się kojarzą! I troszeczkę z romantyzmem. Dobrze na mnie to wszystko oddziałuje.
      Śliczniutkie i słoneczne są też ładne, ale faktycznie ich jest na pęczki. Nie wybieram nigdy aury na zdjęcia. Mam czas, mam wenę, wyruszam w miasto, więc zdjęcia będą się różne zdarzać. Wczoraj ze słonecznej niedzieli przywiozłam mnóstwo zdjęć, będzie więc trochę czegoś innego. Staram się urozmaicać. Niemniej dla mnie osobiście najpiękniejszą sztuką są zdjęcia w mlecznej mgle.
      Jednorożec w mojej głowie ma zupełnie inną symbolikę niż uknuło sobie miasto, dlatego zaakceptowałam go. Tak to ujmę. ;) Stajnia jakoś spodobała mi się.

      Usuń
  6. Zdjęcia odlotowe i wprawdzie na filmie słabo słychać ptaki, ale dałam radę:-)
    Dziś obudził nas śpiew kosa, takie poranki uwielbiam!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, bo mikrofon z telefonu słabo mi zbiera. Nic z tym nie zrobię.
      Wczoraj obudziła mnie awantura srok. Tego nienawidzę. ;)

      Usuń
  7. Pasjami lubię mgły. Czuję wówczas taką przyjemną nostalgię. To chyba oksymoron, ale nie umiem inaczej tego opisać. Deszcz też lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię mgły i deszcz, ale nostalgii żadnej nie czuję. Spokój z nutką romantyzmu - to zawsze.

      Usuń
  8. Musżę przyznać, że zdjęcia robią wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam przede wszystkim do turystyki po Łodzi. :)

      Usuń
  9. Deszcz i mgły budzą we mnie nostalgiczne odczucia, ale też kojarzą się z ciepłem domowego ogniska i sprawiają, że w taką właśnie aurę najbardziej doceniam wszystko, co mam. Od zawsze lubiłam jesień, nawet jako dziecko, to była moja ulubiona pora roku. Uwielbiałam bawić się lalkami, kiedy na zewnątrz padał deszcz, albo zimową porą czytać książki w łóżku z plecami opartymi o ciepły grzejnik.

    Nie znam Łodzi, generalnie nie przepadam za dużymi miastami, kojarzą mi się z... patologią. Jakoś tak, pewnie mylnie, mam większe poczucie bezpieczeństwa w mniejszych miastach.
    Tak mi przyszło do głowy, kiedy przeglądałam te zdjęcia, puste uliczki... Pamiętam, że w latach młodości (choć to może nieco niefortunne określenie, nadal przecież jesteś relatywnie młoda) często zaczepiali Cię faceci. Czy nadal masz ten problem, kiedy samotnie szwendasz się po mieście? Czy coś się zmieniło w Polsce w tym temacie? Jak w ogóle do tego podchodzisz? Myślisz codziennie o swoim bezpieczeństwie, masz to na uwadze, czy po prostu totalne yolo i nie zaprzątaasz sobie głowy takimi myślami, aby nie wywoływać wilka z lasu? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nostalgii absolutnie nie odczuwam w takie dni, bliżej romantyzm. Np. Kocham spacery w takim maksymalnie zamglonym plenerze, tajemnicze kształty wyłaniające się z każdym krokiem, zwierzęta, które blisko słychać, ale nie widać. Nie wiem jak to nazwać, to osobliwy romantyzm, pierwotny taki.
      W mieście podoba mi się efekt znikających w przestworzach wieżowców.

      Jesień to i moja ulubiona pora roku. :)

      Jak byłam mała, gdy padał deszcz, czasami gapiłam się w okno i obserwowałam jak kropelki spływają po szybie.
      Notabene, nie lubiłam lalek. ;P

      Mam odwrotnie, bo mieszkałam już na wsi i w małym miasteczku i moje doświadczenie patologii (oraz zaściankowości) było znacznie bardziej zaawansowane w tych mniejszych miejscowościach. I to są bardzo przykre wspomnienia.

      W dużych miastach jest skupisko, a to oznacza, że wszystko spotkasz: od wyższej klasy, po obsranego lumpa. Niestety, taka brudna prawda. I trzeba uważać, bo złodziei nie brakuje, ale przede wszystkim nie boję się jak kiedyś. Kiedyś nie szwendałabym się z aparatem sama.

      Nie wiem jak mam Ci odpowiedzieć na to pytanie, bo nie jest normalne i przyziemne. Od pewnego momentu faceci wcale mnie nie zaczepiają. Mam dość potężny bagaż duchowy za sobą. Po odczepieniu go, zniknęły problemy. I przestałam się bać wychodzić na ulicę. Nie wiem na ile takie sprawy są dla Ciebie poważne.

      Przede wszystkim byłam nieświadoma paskudnego przekleństwa pokoleniowego, które zostało ucięte.
      Wiele z tego, na co w moim życiu narzekałam, na to co mi się przydarzało, było wynikiem przekleństwa, lecz nie mając o tym bladego pojęcia, zaczęłam obarczać winą samą siebie, a to najgorsze ze wszystkiego, co możemy zrobić.
      To przekleństwo przyciągało do mnie fatalistycznych ludzi. Myślałam, że coś ze mną jest nie tak, albo że mam po prostu pecha.
      To nie Łódź się zmieniła, chociaż może też w pewnym stopniu.

      Usuń