Przygotowując taką wycieczkę, liczy się logistyka. Wiadomo, że dawnych kin w Łodzi jest o wiele, wiele więcej i by to zobrazować, powstała nawet książka o tej tematyce, która nie pomija żadnego z tych miejsc.
Zaznaczając na mapie miasta poszczególne kina, można pytać autorów tej wycieczki, dlaczego sugerowali się takim wyborem, ale najważniejsze, że trasa wiodła drogą, która na koniec zadowoliła wszystkich uczestników.
Pełna ciekawych niespodzianek podróż z organizatorami rowerowej przygody, mieści się w klasie premium wędrówek po Łodzi. Jako uczestnik (i podsłuchiwacz opinii pozostałych uczestników), wyprawę oceniam na 6 z plusem.
Zapytana na koniec o to co można byłoby zrobić lepiej, odpowiadam zupełnie szczerze: NIE WIEM.
Wiadomym też jest, że rzeczywistość szybko weryfikuje i choć plan zakładał więcej treści – szanując prywatny czas każdego z uczestników, oraz chcąc być w porę na ostatnią niespodziankę, parę rzeczy musiało umknąć.
Znając jednak całą trasę, spieszę do Was z szerszym kontekstem, jestem pewna, że każdemu zainteresowanemu, artykuł ten się przyda. Zwłaszcza, że temat trasy powstał na życzenie uczestników.
Łódzkie kina kiedyś określały rejonizację mieszkańców, podobnie jak dziś istnieje granica zasięgowa dwóch klubów sportowych. To było jak przynależność. Byli chłopscy spod Halki, byli chłopcy spod Pioniera itd., a pomiędzy nimi dochodziło do bójek.
To i wiele innych historii można wyczytać z powyższej książki. Całe opracowanie powstało na podstawie tejże: "Łódzkie Kina - od Bałtyku do Tatr", autorów: Piotr Kulesza, Anna Michalska, Michał Koliński