Nie spędzam świąt w tradycyjny sposób, jest to zwykły dla mnie dzień już od wielu lat.
Nie mam poczucia straty. Odpoczywam. Naprawdę. :)
Jestem wierząca, ale nie religijna.
To, co w tym okresie naprawdę lubię, to uliczne iluminacje.
Światełka odczarowują mroki nocy. Cieszę się, że w naszym mieście jest ich tak wiele. Pokusiłam się o zestawienie, wcale nie krótkie – potężna kompilacja zdjęć z różnych punktów Łodzi.
Jak uchwycić ulicę Piotrkowską w sposób nietuzinkowy? Jak pokazać ją inaczej niż wszyscy?
W sieci fotografowie – profesjonaliści i amatorzy – twórcy cyfrowi i zwolennicy lustrzanek – prześcigają się wymyślnymi kadrami, odkąd tylko naszą poczciwą Pietrynę ozdobiono sezonowymi światełkami.
Oklepana, wymęczona przez foto-twórców ulica, stała się wyświechtanym materiałem świątecznym, ale mimo to, postanowiłam ją - jako pierwszą - zawrzeć w tym świątecznym projekcie. Postawiłam sobie jednak warunek: ma to być zrobione niebanalnie. I weszłam na dach.
Znalezienie takiego wyjścia, kiedy otrzymuje się adres, nie graniczy z jakimś tam fenomenalnym dokonaniem, niemniej klatka schodowa bez oświetlenia po zmroku, to ciekawy teren do przemierzenia z latarką. Drewniane schody zgrabnie zakręcały na każde półpiętro, pachniało wiekiem tych murów i wielkim zaniedbaniem.
Nikogo nie było.
Wejście docelowe musiałam najpierw posprzątać, bo ze szczebli zrobiono sobie półeczki na zastawę.
Potem dekiel – myślałam w pierwszej chwili, że zamknięty – ciężki, ale nie po to wypycham te hantle nad głową, żeby nie dać sobie rady. Dobrze, że stopnie to zniosły...
Zejście na dół z dreszczykiem emocji. Poświeciłam, pod stopniami leży ciało. Myślę sobie, że jeżeli dokonano tu morderstwa, będę mieć pewnie problemy. Ale ciało się odezwało.
Bezdomny prosił mnie o to, by mógł tu jedną noc zostać, żebym go nie wyrzucała stąd.
Zasunięcie dekielka nie było wcale takie proste, bo cały ten ciężar musiałam podnieść. Zaparłam się jedną nogą na szczeblu, a drugą o ścianę tuż pod sufitem. Uniosłam cały dekiel i powoli, równiutko zakryłam wejście.
Krótka wymiana słów z bezdomnym podczas schodzenia i poszłam.
Trzeba się liczyć z takimi spotkaniami. Byle gorszych nie było. Ale powiem Wam szczerze, że te gorsze, zdarzały się u mnie pod klatką schodową, kiedy wracałam do domu. Na mieście nie zdarzyło mi się nigdy nic gorszego, niż pod własnym blokiem.
Zejdę jednak na ziemię i pokażę Wam jak to wygląda z poziomu lądołaza.
Instalacje powtarzają się rokrocznie, ale nie można powiedzieć, że są nudne. Za każdym razem gęba mi się cieszy, że wywołują tyle radości. Dzieciaki się uśmiechają, dorośli też zadowoleni, jest urokliwie.
Nasza oklepana, poczciwa Pietryna jest piękną ulicą.
Najbardziej polubiłam te deszczowe sesje...
Jest tyle refleksów, kałuże tworzą prawdziwe dzieła sztuki. Co komu po zwyczajnym bruku nocą, jeśli po deszczu może ów bruk zabłysnąć?
Fotografika wtedy zamienia się w magię.
"Fuzja", nie pisałam o tym miejscu nic a nic, a byłoby warto, ale jeszcze nie byłam we wnętrzu dlatego temat przeczekuję.
Przy okazji. Tu zmarzłam jak cholera. Przyjechałam w to miejsce na rowerze, a więc ubrana lekko. Jak zaczęłam "zastygać" przy statywie, nagle stwierdziłam sztywność palców u dłoni. To był wyjątkowo zimny dzień jak na tegoroczną zimę. Zatem macie tutaj zdjęcia wykonane z ogromnym poświęceniem. 😆
Dziś niech zmysły dobrze zapoznają się ze światłem świątecznej Fuzji. Historię zostawimy na inny raz.
To kolejne miejsce po Manufakturze i Monopolis, które można polubić, jeśli ktoś preferuje cegłę i żeliwo. Fabryka, która zamieniła się w miejsce spotkań, a dookoła siebie w mieszkania. Osiedle Łodzian, którzy uhołubili sobie ten klimat.
To miejsce też już wymęczono, miliony zdjęć wędrują po meandrach Internetu, ale warto było wybrać się tam. Szkoda, że na kominie nie było drabinki. 😆
Ogrody Geyera – Parkingi Geyera brzmią bardziej rzeczywiście.
Miałam z Fuzji rzut mokrym beretem, więc czemu by nie sprawdzić, co się tam dzieje?
Napisałam kiedyś artykuł o Ogrodach G., w którym wypowiedziałam się dosyć niepochlebnie o tej rewitalizacji... ⏩ Poczytajcie sobie przy okazji. Za ten artykuł prawie mnie zbanowali. Na Googlu do tej pory mojej opinii nie dopuścili do publikacji.
Galeria Łódzka, architektura bez polotu, ale w środku te światełka mogą być.
Po prostu nie mogło zabraknąć jej w tym zestawieniu, bo wystarali się, zamieniając cały budynek w prezencik.
To w ogóle pierwszy raz jak wybrałam się fotografować galerię handlową. Przez lata skrzętnie omijałam takie miejsca w okresie przedświątecznym, ale nie żałuję, że poszłam.
Na domiar tego, zachowałam się jak baba i wypatrzyłam wymarzone, krwisto-czerwone spodnie w kratę. 😑 Liczyłam na to, że je przymierzę i stwierdzę, że w nich źle wyglądam, ale... niestety... wyglądam w nich zajebiście. Nabyłam je więc drogą kupna i ani razu jeszcze nie założyłam. Powód? W pracy upaćkam, a na miasto wychodzę... kończąc zazwyczaj na urbexie, albo na dachu... toż to w ciuchach z lumpeksu przez cały miesiąc już latam. 🤪
Tu mam zdjęcie na mikołajowym fotelu w ciepłym dresie i glanach. Nie powiem gdzie wcześniej byłam.
Manufaktura oczywiście. Dostojne imperium Poznańskich, ma odlotowe zabawki na święta.
Kiedy jeszcze mieszkałam blisko rynku bałuckiego, można powiedzieć, że manufakturę zbudowali mi pod nosem i byłam tam dosyć częstym bywalcem.
Market, mój bank, moja sieć komórkowa, sklepy sportowe, w których kupuję ciuchy, bo mają moje rozmiary (skomplikowany temat), czyli wszystkie sprawy załatwiałam w jednym miejscu i pieszo miałam tam kwadrans. Dziś pieszo mam niecałą godzinę...
Może więc z sentymentu, ale lubię to miejsce. I kawiarenki też lubię.
I oczywiście wariant po deszczu, uważam, że ciekawszy.
Tu jeszcze nie było świątecznych zabawek.
Nieopodal Manufaktury stoi szklany biurowiec.
Tam też porozwieszali lampki i nawet choinkę mają. Jest znacznie skromniej, ale starali się. Starali o to, by było inaczej niż co dnia. I to się ceni.
Monopolis u mnie na drugim miejscu po Manu.
Kondygnacyjna powierzchnia i mnóstwo zieleni, przemawia do mnie o każdej porze roku. Lubię to miejsce, ciche i spokojne, nie ma sklepów, marketów, nawet Żabki. Ot miejsce godne spotkań i dobrego żarcia.
Kompilacja filmowa z tych samych miejsc:
Światła miasta nocą zawsze mnie zachwycały.
Od młodości lubiłam oglądać zdjęcia. Piękne kadry mistrzów fotografii zawsze zatrzymują moje spojrzenia. Zamarzyłam o tym, by też takie robić.
Natura zawsze wiodła u mnie prym, mam miliony zdjęć gór, przecież eksplorowałam Alpy 5 lat.
Ale jednak największe emocje budziły we mnie nocne zdjęcia miast. Nigdy nie umiałam takich robić.
Jednak ogarnięcie techniki wcale nie było takie proste. Było O.K., ale nie po zmroku. Te nadal robiłam na ustawieniach automatycznych z mało imponującym skutkiem.
Literka "M" w ustawieniach przestała być potworem dopiero w tym roku. I bynajmniej – nie poszłam na żaden kurs, bo mam nieregularny grafik pracy, czy raczej bardzo regularny, ale wbrew logicznym regułom. 😅
Jestem praktykiem, wszystkiego uczę się z praktyki, słucham, zapamiętuję i stosuję. Wystarczyło, że ktoś mi poświęcił 10 minut na wyjaśnienie co i jak. Nie żebym od razu była mistrzem, poświęciłam na to sporo czasu, prób, błędów i kilkurazowych podejść do tematu. Oj ambitnie do tego podeszłam...
Wszystkie powyższe zdjęcia uczyniłam w trybie 100% manual. Satysfakcja ogromna.
Iluminacje robią wrażenie, u nas nie tak spektakularnie, ale i możliwości mniejsze.
OdpowiedzUsuńLepiej się spaceruje, gdy dzień tak krótki.
Widać w Tobie żyłkę fotografa, bo i drogi do zrobienia ciekawych ujęć wybierasz niecodzienne.
Fotograf-eksplorator-indywidualista-aczkolwiek przyjaźnie nastawiony do towarzystwa. :)
Usuńteż świętuję dość niestandardowo jak na obecne czasy, po pierwsze już od 21-go, po drugie powrót Słońca, a nie urodziny bajkowych postaci... za to światła. iluminacje wszelakie na mieście... chyba tak w ogólności, z grubsza mamy podobny gust... a szczególnie lubię różne pokazy okolicznościowe, na przykład sylwestrowe, te ostatnie także dlatego, że wypierają one fajerwerki... może trochę za powoli, ale cieszę i tym...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Musisz kiedyś w takim razie przyjechać na łódzki Festiwal Światła. :)
Usuńwiem, toć od Ciebie się o tym dowiedziałam we wrześniu... ale wiesz, jak było... powódź, takie tam inne jeszcze i w październiku z rozpędu minąłem Łódź i wylądowałem w Warszawie... w kinie do tego, na "Bettlejuice Bettlejuice"... ale też się świeciło, takie wielkie pół ściany ze ściany, LOL...
UsuńZa rok zatem. Festiwal jest cykliczny. ;)
Usuń